Chciałabym już w tytule dopisać „najlepszy”, bo to bez wątpienia jeden z lepszych bochenków, które stworzyłam. Jest idealnie wilgotny, ma podłużne dziurki i chrupiącą skórkę. Do tego jest pyszny, bo smakuje pesto (a wszystko co smakuje pesto, smakuje dobrze, to niepisana zasada) i zupełnie prosty w przygotowaniu.
Otóż wystarczy zagnieść ciasto raz i właściwie zagniataniem nie można tego nazwać. Takie tam proste uformowanie masy w rękach. Przekładamy ją do formy, zostawiamy chleb na noc do wyrośnięcia i przed śniadaniem wkładamy do piekarnika. Czy to nie proste?
W robieniu domowego chleba jest magia i nikt mi nie powie, że nie. W szczególności, gdy jesteś tak zadowolony z efektu. Odkrajam go, kromka po kromce i spędzam najpierw kilka minut na oglądaniu go. Patrzę na każdą dziurkę, przyciskam go palcami i obracam. Ta świadomość, że stworzyło się coś tak dobrego poprawia humor, a gdy konsumując go przypominamy sobie, że mamy 100% pewności, że w środku nie ma żadnych ulepszaczy, wszystko stało się za sprawą natury (z lekką pomocą ugniatających rąk) przychodzi prawdziwa satysfakcja.