Są takie dni, gdy wszystko idzie nie tak jak powinno. Taki dzień przytrafił mi się dzisiaj. Spędzam mnóstwo czasu w kuchni i od rana coś wysypuję, wylewam i przypalam. Zaczęło się od mąki, przez koktajl, który zalał doszczętnie nieprzeczytane jeszcze magazyny, a gdzieś po drodze przypaliłam cały kilogram żurawinowej konfitury, którą szykowałam do słoików na zimę. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności.
Ostrożnie więc zabrałam się za tworzenie bułeczek. Wiedziałam, że szczególnie dzisiaj muszę na siebie uważać, na każdy mój krok. Tak też zrobiłam, a gdy wyjęłam je z piekarnika, piękne, brązowe i pachnące, uznałam, że to jedyna rzecz, która mi się dzisiaj udała.
Wiem, że wiele osób nie lubi kminku. Mogłabym was przekonywać, że z wiekiem naprawdę się do jego smaku dojrzewa i zaczyna go doceniać, jeśli jednak naprawdę nie możecie go znieść, można go po prostu pominąć lub zastąpić innymi, ulubionymi przyprawami, czy ziołami.
Wasze komentarze