Choć może nazwa chleba nie brzmi zbyt hiszpańsko mi właśnie z tym krajem nieodłącznie się kojarzy. Gdy kiedyś spędzałam tam wakacje, pamiętam że codzienne bieganie łączyłam z obowiązkiem przyniesienia chleba na śniadanie. Zbiegałam więc do pobliskiej piekarni, w której pachniało wspaniale i oprócz kilku croissantów (nagroda za wbieganie pod górkę), chwytałam też razową bagietkę, która składała się z naprawdę wielu ziaren.
Była naprawdę pyszna i niezwykle zapadła mi w pamięć. W szczególności, gdy starałam się dobiec do domu za mocno nie zgniatając jej w rękach po drodze. Zapach świeżo upieczonej jak nic motywował do dalszej walki.
Nie wiem co oznacza magiczne słowo Kornspitz, z brzmienia germańskie pewnie ma coś wspólnego ze szpiczastymi końcówkami, które są charakterystyczne dla tej bagietki i wyróżniają ją od innych. Dzisiaj w domu wyszła prawie tak pysznie jak kiedyś na wakacjach. Tylko tego słońca jakoś brakuje…
Jak dla mnie troche za bardzo „zbite”, ale smakuja super!
Dziękuję za super przepisy – są super. Pozdrawiam.
Hmmm, smakkowicie wyszly, takie konkretne, z ziarnkami, takie „pełne” i o dziwo wyrosły jeszcze dodatkowo w piekrniku! Fajne, do powtórzenia! Polecam;)