Chleb zupełnie jak człowiek- ma swój rytm. Kiedy my smacznie śpimy, on nie próżnuje. Pracuje nad swoją wielkością, powoli wyrastając na niewielkiej ilości drożdży, którymi nakarmiliśmy go przed snem. To lubię w bochenkach najbardziej. I tę niespodziankę, z którą budzimy się lecąc do kuchni i sprawdzając, czy wszystko wyszło jak należy.
Nie ukrywam, że każdego dnia mam naprawdę spory problem, żeby wstać wcześnie rano. Nie znoszę konieczności podniesienia się z ciepłego łóżka i brutalnego rozpoczęcia dnia. Nieco inaczej jest właśnie wtedy, gdy w perspektywie mam sprawdzenie, co tam u mojego bochenka. Budzi mnie lekka ekscytacja, z przyjemnością wstaję, sprawdzam i nastawiam piekarnik, aby jeszcze przed wyjściem dom wypełnił piękny, chlebowy zapach.
A najlepsze jest w tym to, że nie wymaga to praktycznie żadnych nakładów pracy. Chleb wszystko robi za nas, a nam pozostaje czekać, a później spożywać go z wielką radością, że niespecjalnie się natrudziliśmy. Efekty zwykle również zachwycają.
Jeśli nie robiliście jeszcze takiego chleba, spróbujcie koniecznie. Bo aż szkoda nie spróbować!
Wasze komentarze