Gdy mam więcej czasu na upieczenie chleba niż zwykle, nigdy nie stawiam na proste rozwiązania. Chleb lubi, gdy ma się do niego cierpliwość, gdy się o niego dba i poświęca dużo czasu. A wtedy odwdzięczy nam się pysznym smakiem i konsystencją.
Dzisiaj postanowiłam poeksperymentować, podzieliłam więc przygotowywanie chleba na 3 etapy (a właściwie 2 nie licząc zaczynu). Dzięki tej metodzie chleb rośnie „jak na drożdżach” przez jego kilkukrotne pobudzanie
Rano, przed wyjściem do pracy mieszam zaczyn. Jeśli obawiacie się, że nie macie na to czasu, zakładam, że trwa to dosłownie 2 minuty.
Następnie po powrocie z zaczynu zagniatam pierwsze ciasto, które rośnie przez ok. 2 godziny. Po upływie tego czasu dodaję do niego finalne składniki.
I etap (czyli zagniecenie ciasta z zaczynu) pozwala stworzyć sobie świetną bazę pod taki bochenek, jaki sobie wymarzysz. Do tej bazy można dodać dowolną mąkę i dowolne składniki. Ja dzisiaj postawiłam na orzechy i suszone śliwki (strzał w dziesiątkę!) a jutro pokażę wam jak różne mogą być efekty przez dodanie do bazy innych składników!
Wasze komentarze