Święta, Święta i po Świętach:) Jak co roku, niespodziewanie skończył się piękny czas lenistwa i obżarstwa. Choć u mnie to drugie wcale nie dominowało. Starałam się spożywać małe porcje, nawet nie powąchałam deseru i wyszłam z tego świątecznego czasu zwycięską ręką.
Choćby się nawet chciało potratować Boże Narodzenie bardzo minimalistycznie, zawsze zostaną nam jakieś resztki. To chyba nieuniknione. Ale nie ma co się nad nimi załamywać, przecież nie ma takiej rzeczy, której nie dałoby się dodać do chleba:) (no może to przesadzone teoria). Na pewno nie należy do nich kompot z suszu.
Kiedyś przeze mnie znienawidzony, jak chyba przez większość dzieci, za to uwielbiany, gdy tylko osiągnęłam dorosłość. Do pewnych smaków trzeba po prostu dojrzeć. Zawsze towarzyszy nam na wigilijnym stole i choć wiele osób się nim raczy, zdarza się, że trochę zostanie nam na po Świętach. Taką właśnie resztkę kompotu zdecydowałam się dodać do mojego dzisiejszego chleba.
Smakuje świetnie, kompot dodaje mu słodyczy, a ja pozwoliłam sobie jeszcze na mały dodatek idealnie pasujących suszonych śliwek.