Czasem, gdy eksperymentuję z pieczywem sama jestem zaskoczona rezultatami. Często nie spodziewam się jak dane smaki połączą się w miąższu i idę na żywioł. Tym razem było inaczej. Choć nie próbowałam jeszcze takiej mieszanki po prostu WIEDZIAŁAM, że ten chleb przypadnie mi do gustu. Doznałam swoistego oświecenia zagniatając go. Kontynuowałam więc z uśmiechem na twarzy nie mogąc się doczekać kiedy wreszcie będę mogła ukroić kawałek, najlepiej jeszcze lekko ciepłego cuda.
Muszę przyznać, że oczekiwanie było trudne. Obiecałam sobie, że nie będę do niego zaglądać, żeby nie zapeszyć. Tak też zrobiłam, a gdy wreszcie nadszedł czas pieczenia nie mogłam się nadziwić jak szybko i pięknie wyrósł. Do tego stopnia, że musiałam odklejać od niego materiałową szmatkę, którą został przykryty.
Efekt? Powiem tylko nieskromnie, że się nie pomyliłam. A zresztą co będę mówić, spróbujcie sami!