Szczerzę nie znoszę jak coś mi nie smakuje. Jak tylko tak się dzieje, a do tego to doceniany przez ludzi sezonowy, pełnowartościowy produkt, staram się robić wszystko, aby się do niego przekonać. Tak od jakiegoś czasu jest z bobem.
Staram się polubić go na wszelkich możliwych płaszczyznach. Dodaję go więc do makaronu, obieram i nie obieram ze skórki, mam też za sobą eksperymenty z bobem na słodko! Oczywiście jednym z pierwszych eksperymentów było dodanie go do pieczywa. I choć logika nakazuje zrobić z bobu puree, ja na przekór postanowiłam go nie rozgniatać i dodać całe ziarenka, które będą możliwe do wyczucia w miąższu. To był świetny pomysł, a ja co raz bardziej lubię ten letni przysmak.
Mój papier do pieczenia nienaturalnie się powyginał, wobec czego uzyskałam bardzo ciekawy, rustykalny kształt chleba. Wygląda jakby jego części rozchodziły się niczym gałęzie. Strasznie mi się to spodobało, może wam też się spodoba to co widzicie na zdjęciach.