Od kiedy po raz pierwszy wyhodowałam swój własny zakwas, po prostu uwielbiam dni, które poświęcam na stworzenie na nim ciasta. Po długim praktykowaniu w mojej lodówce zawsze czeka na mnie zakwas żytni i pszenny (z którym dopiero mam zamiar się bliżej zaprzyjaźnić). W każdym momencie mogę go wyciągnąć, dokarmić i pozostaje mi tylko czekać na odpowiedni moment, aby stworzyć najzdrowszy, bo bez zbędnych, sztucznych dodatków, bochenek.
Do dzisiejszego chleba dodałam dość sporą porcję otrębów żytnich. Ma przez to nietuzinkowy miąższ i nie mogę się od niego odkleić:) Ale to przecież samo zdrowie ( w odpowiednich ilościach)!
Świat wymyślił już tyle dodatków, jakie można położyć na chleb, a ja pod tym względem jestem trochę tradycjonalistką. Mimo, że lubię fikuśne kanapki (to mało powiedziane, uwielbiam!) największą radość sprawia mi jeszcze ciepły chleb zamoczony w mieszance oliwy z oliwek i kilku kropli octu balsamicznego. Mogłabym godzinami zamaczać po kawałku skórki w tej idealnej mieszance. Pewnie nawet nie zauważyłabym ile zjadłam kilogramów chleba.
Dzisiaj do samego bochenka dodałam też trochę oliwy, aby nabrał miękkości. Następnym razem muszę wypróbować jeszcze większą ilość, bo niezwykle mi zasmakował i całej mojej rodzinie.
Wasze komentarze